.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Punkt piąty.


Piąty dzień z |9,2 do |6,9. Prawie 2,5 kg w 5 dni, jest dobrze. Mam nadzieję, że w 7 dzień wybije mi równe -3. 
Jestem zadowolona, póki co wszystko się układa, jest okej. Jutro piję do upadłego. W dupie mam kaloryczność piwa, nie obchodzi mnie to. Jutro będzie mój dzień. Wypiję za smutki, za sukcesy i oczywiście za NAS. Dziękuję, że jesteście, że wspieracie. Mam bałagan w głowie, nic więcej nie napiszę.



- zupka chińska (300)
- kilka chrupków (200)
500

środa, 9 kwietnia 2014

Punkt czwarty.


Ciągle pada i pada, już mam dosyć stukotu kropli o szybę. Niech to się skończy, bo doprowadzę się do szału. 
Dzisiaj się minęliśmy. Na ulicy, po prostu, przypadkiem, bez słowa. Wymieniliśmy tylko głębokie spojrzenia. Głębokie, ale już puste, czułam to. To koniec, żar, który tlił się we mnie wygasł. Najzwyczajniej w świecie. Tak bardzo się cieszę! Nie, jestem smutna. Pragnę go. Nienawidzę. Kocham go. Nigdy nie kochałam. Muszę przestać o nim myśleć. Przestanę. Postaram się.
Dziewczyny, co do tego wymiotowania.. Ja wiem, że to jest złe, że nie pomaga, że niszczy organizm, że nie tędy droga. Ale ja to po prostu lubię, cholera. Poza tym mój żołądek (albo mózg) nie przyswaja normalnego żarcia. Dzisiaj mama zrobiła makaron zapiekany w serze z jakimiś pierdołami - jej debiut. Ubłagała mnie żebym skosztowała, zrobiłam to. Jeżeli mogę dać jej trochę uśmiechu na usta, mówiąc, że smakuje  wyśmienicie, nie będę się wahać, zjem. Nie zjadłam dużo, aczkolwiek zaraz  po tym bardzo rozbolał mnie brzuch, cholerniekurwa mocno i to nie pierwszy raz. Od jakiś 2 tyg jak zjem coś bardziej "tłustego" od razu czuję to na żołądku. Zrobiłam to znowu.




- makaron
wchuj

wtorek, 8 kwietnia 2014

Punkt trzeci.

Jakoś nie mogę na siebie patrzeć. Pomijając już ciało, ale z twarzy wyglądam jak świnia, naprawdę.. Niech mi już zejdzie ten pucek, bo zwariuję :) 
Jakiś czas temu, kiedy jeszcze chodząc nie robiłam śladów na śniegu, nabyłam pewną umiejętność. Potrafię zwymiotować wszystko co w siebie włożyłam na pstryknięcie. Wada czy zaleta? Odchudzanie nie kojarzy mi się z niczym innym, tylko z wymiotowaniem, naprawdę. Dzisiaj, kiedy wróciłam do domu, pierwsze co zrobiłam, to podeszłam do lodówki, wyciągnęłam sałatkę i ją zjadłam. Zaraz po tym zjadłam sobie pół pączka.  Po wepchaniu w siebie tysięcy kalorii poszłam do łazienki z wypchanym brzuchem. Stanęłam przed lustrem i jak idiotka się uśmiechnęłam, bo wiedziałam, że zaraz znowu będę "na zero". Po 5 min znowu był pusty, lekki, bardziej płaski. 
Wiem, że odchudzanie nie tak działa, nie na tym polega.. Czasami zastanawiałam się czy nie jestem uzależniona od ślęczenia nad kiblem. Lubię to. Wtedy mam władzę nad samą sobą i to ja decyduję co zostaje, a co nie. 




- sałatka
- pół pączka
900

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Punkt drugi.

Stanęłam dziś na wagę, równy kilogram mniej, jednak w ogóle mnie to nie cieszy, bo wiem, że to tylko woda i efekt tego, że wczoraj naprawdę mało zjadłam. 
Za oknem piękna pogoda, a ja czuję się tak pusto, że nawet nie potrafię wyrazić tego słowami. Kurwa, jeszcze 2 tygodnie temu byłam taka szczęśliwa... Nie, stop! Musze przestać. Przysięgłam sobie, że już nigdy nie będę użalać się nad sobą i robić z siebie ofiary. Będę silną, twardą, zimną suką. A przynajmniej postaram się, aby ludzie tak mnie postrzegali. W środku mogę być miękka, a co mi tam. 
Zrobił mi świństwo, ja nie zawiniłam. Powinnam nie chcieć go znać, ale prawda jest taka, że wybaczyłam mu zaraz po tym jak się dowiedziałam. Tak bardzo zawrócił mi w głowie. Byłam.. jestem naiwna. Nie chcę mieć z nim kontaktu. Chcę. Nie, nie mogę. A może się odezwie? Nie, nie mogę. 



Dziewczyny, dziękuję Wam za wczorajsze komentarze, jesteście kochane!

- jajko z łyżką majonezu (180)
- trochę sałatki z majonezem (!!) (500)
 680

niedziela, 6 kwietnia 2014

Punkt pierwszy.


Dlaczego jest tak, że nawet siedząc przed komputerem momentami czuję jego zapach, przy czym towarzyszy mi nieuchronny dreszczyk? Nienawidzę tego, nie chcę. Dlaczego jest tak, że przywołuję wspomnienia ostatniej nocy, a milion motylków krąży mi po brzuchu? Nie kontroluję tego, chcę przestać. Dlaczego jest tak, że pomimo tego, że nie mamy kontaktu ze sobą już prawie tydzień, nerwowo sprawdzam telefon za każdym razem kiedy słyszę dźwięk sms'a, z nadzieją, że to właśnie on? Boże, jestem taka żałosna. Żyję w fikcji i bezsensownej nadziei, że on się jeszcze kiedyś do mnie odezwie i będzie jak dawniej. 

Jestem pełna energii do działania, to lubię. Dzisiaj zjem około 600 kcal, lekkie oczyszczenie. Zaczynam ćwiczenia z chodakowską, hula hop, brzuszki. Po 2 miesięcznej przerwie, wracam. Wiem, że jeżeli tego nie zrobię raz, a porządnie, to już do końca moich dni będzie mnie to męczyć. Już raz zasmakowałam bycia chudą, piękną. Chce do tego wrócić, dam radę - wszystkie damy!





- gorący kubek (100)
- 2 michałki (160)
- kabanos (150)
410

sobota, 5 kwietnia 2014

Punkt zero.

   Wróciłam. Zawsze wracam. Zawsze będę wracać. To oznacza, że jestem silna, czy żałosna? Czuje się tak bardzo pusto, bez wyrazu. Może właśnie taka jestem? Zawsze byłam?
   Jestem za dobra dla ludzi. A może jestem zbyt słaba? Może po prostu do nich wszystkich nie pasuję. Jeżeli nie do nich, to do kogo? Czy znajdzie się taka osoba, która stworzy ze mną jedną całość? Może powinnam przestać troszczyć się o innych, a zacząć dbać o siebie. o swoje uczucia, o swoje ciało, o swoje życie. Ile razy trzeba upaść, żeby nie mieć już sił aby wstać? Nie chce wiedzieć. Mam nadzieję, że się nie dowiem.
   Nie mogę polegać na innych, mam tylko siebie. Tak jak sobie pościelę, tak się wyśpię. Hm, muszę to zapamiętać. Zajmę się sobą, nie potrzebuję ludzi. Jeżeli ktoś ma się pojawić w moim życiu, tylko po to, aby potem zniknąć - niech spierdala i nie pojawia się w ogóle. Dam sobie radę, zrobię wszystko po mojemu, a potem opowiem swoją historię z wymownym uśmieszkiem na ustach.